czwartek, 31 stycznia 2013

Drapieżne maleństwo, reż. Howard Hawks (Bringing Up Baby, 1938)

Kadr z filmu
Woody Allen często powołuje się na Ingmara Bergmana, jako swój wzór, uważając go za największego reżysera w dziejach. Zafascynowanie amerykańskiego reżysera Szwedem jest dobrze znane. Równie wielką miłością Allen darzy innych wielkich reżyserów. Niech tu przykładem będzie Stardust – hołd złożony Federico Felliniemu. Jednak równie duży wpływ – a chyba mniej uświadamiany – na rozwój kariery Allena miały zupełnie inne filmy, będące raczej lekką rozrywką niż filozoficznymi traktatami ujętymi w ramy dzieła filmowego. Chodzi tu o tzw. screwball comedies. To podgatunek komedii romantycznej, który znakomicie rozwinął się w drugiej połowie lat trzydziestych i początkach czterdziestych w Stanach Zjednoczonych. Jak sama nazwa wskazuje, jest to taka wariacka, pokręcona komedia – komedia na odwyrtkę. "Na odwyrtkę", ponieważ główną zasadą na której opiera się screwball comedy jest odwrócenie: ról społecznych, konwenansów, relacji męsko-damskich. To oczywiście element pojawiający się w komedii w ogóle, ale tu jest on zaznaczony szczególnie. Czyli: bogaci udają biednych, biedni bogatych, nieuczciwi to ludzie honoru, a honorowi wychodzą na łotrów, głupi na mądrych, inteligentni gubią się we wszystkim, a wszystkimi rządzą kobiety. Bohaterom często towarzyszą nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, które zmuszają ich do przyjmowania tych nietypowych ról, a cała akcja filmu rozgrywa się zwykle w stosunkowo krótkim czasie, kiedy to bohaterowie zakochują się, odkochują, wpadają w tarapaty, wychodzą z nich, polują na lamparty, mają kaca, upijają się (w tej właśnie kolejności), polują na węże, walczą z gangsterami, pisząc przy okazji encyklopedię, po to tylko by dać się ograć w karty przez hazardzistów i idą na przedwczesną emeryturę w wieku trzydziestu kilku lat by przemyśleć, co chcą robić w życiu.

Ostatnią ważną cechą, o której nie można zapomnieć – i którą Allenowi udało się znakomicie przenieść w nowe czasy – to bardzo dynamiczne, szybkie dialogi, czy może raczej należałoby rzec: „kulturalne pyskówki”, w których postacie przerzucają się inteligentnymi oraz zabawnymi odzywkami, tocząc ze sobą rodzaj finezyjnej szermierki słowem.

Początki historyczne screwball comedy związane są z niemieckim reżyserem pracującym w Hollywoodzie, Ernstem Lubitschem, później zaś za ten gatunek wzięli się – nadając mu właściwy kształt – tacy reżyserzy jak np. Frank Capra (prekursorskie Ich noce) czy Howard Hawks. I właśnie Drapieżne maleństwo tego ostatniego, film z 1938 roku, to znakomity przykład i w zasadzie kwintesencja screwball comedy. Zobaczyć Drapieżne maleństwo to zobaczyć screwball comedy w całej swej okazałości.

W głównej roli możemy zobaczyć wcale nieźle dobraną parę: Katharine Hepburn oraz Carry’ego Granta, którzy już wcześniej spotkali się planie filmowym w komedii Sylvia Scarlett George’a Cukora. Oboje wystąpili jeszcze potem w Holiday i Filadelfijskiej Opowieści, które kontynuowały ich komediową dobrą passę. Tu Grant gra paleontologa Davida Huxley’a, pracującego w muzeum (buduje wielkiego dinozaura – wygląda jak brontozaur albo coś podobnego), razem ze swoją narzeczoną Alice Swallow (w tej roli Virginia Walker) – nie lubimy jej od początku, taka zimna ryba z niej. Narzeczeństwo zaabsorbowane jest jednak nie ślubem, ale uzyskaniem funduszy na dalszą działalność muzeum. Huxley, czyli Grant, dzień przed planowanym ślubem udaje się na mały mecz golfowy (jak to w Ameryce, gdy trzeba porozmawiać o pieniądzach), gdzie ma przekonać "ważne figury" do pokaźnego datku na rzecz muzeum. Tam w zabawnych okolicznościach poznaje Susan Vance, czyli Hepburn (ona gra jego piłeczką golfową, a później rozwala mu samochód – zabawne, nie?). Potem, po dalszych perypetiach, Vance, czyli Hepburn, próbuje mu (czyli Grantowi, czyli Huxleyowi) pomóc w uzyskaniu pieniędzy, ale oczywiście przez cały czas bardziej przeszkadza niż pomaga. 

W powyższym opisie, chyba choć trochę udało się oddać to wrażenie ciągłego zamętu, jaki wokół siebie wywołują bohaterowie. Te wydarzenia jednak są dopiero wstępem do właściwego filmu. Tytuł Drapieżne maleństwo, jest cokolwiek mylący, bo film nie opowiada o dziecku; oryginalny to Bringing up Baby a owo „Baby” to po prostu imię oswojonego lamparta (tak, to nie pomyłka!), którego zamówiła sobie bogata ciotka głównej bohaterki. I właśnie dalsza akcja wokół "Baby" będzie cały czas krążyć. Nie ma potrzeby psuć przyjemności i dalszego szczegółowego opowiadania fabuły, co zresztą byłoby niezwykle kłopotliwe z powodu niesamowitego wręcz nagromadzenia różnych wydarzeń, zwrotów akcji i przeszkód, jakie muszą pokonać bohaterowie (jest nawet ucieczka z więzienia i drugi lampart – tak to nie pomyłka!). Ale oczywiście po wielu karkołomnych przygodach nasz paleontolog będzie mógł powiedzieć: „To był najlepszy dzień w moim życiu”. 

Zwróćmy za to uwagę na kilka typowych, klasycznych, zabiegów reżyserskich Howarda Hawksa, które zdecydowały o tym, że film ten jest chyba najlepszą odpowiedzią na pytanie: „Jeśli miałbym oglądnąć tylko jedną screwball comedy, jaki wybrałbym tytuł?”

Po pierwsze – forma i styl. Akcja prowadzona jest w bardzo żwawym tempie. To co najważniejsze, czyli główna część fabuły, rozgrywa się w zasadzie w ciągu niecałej doby. Hawks prowadzi narrację w sposób klasyczny, w stylu który doprowadził do perfekcji w Dziewczynie Piętaszku, komedii pod pewnymi względami nawet doskonalszej od Drapieżnego maleństwa, ale może mniej nadającej się jako przykład typowy dla podgatunku komedii, o jaki nam tu chodzi. Nie mamy tu zatem równoległego prowadzenia kilku historii, żadnych retrospekcji, w zasadzie – z pomijalnymi odstępstwami – zostaje zachowana jedność czasu, miejsca i akcji. Hawks tym samym tworzy niezwykle silne wrażenie ciągłości akcji, dzięki czemu – mimo zagmatwania fabularnego – widz nigdy nie się gubi. Warto zwrócić ponadto uwagę na zachowanie się kamery. Wszystko filmowane jest z kąta prostego, w planach amerykańskich i pełnych, dzięki czemu wrażenie niewielkiego obszaru działania zostaje wzmocnione, co z kolei zwiększa efekt gęstej sieci intryg zarzuconej na bohatera.

Po drugie – treść, a w szczególności to co napędza całą fabułę, czyli konflikt celów. Hepburn chce doprowadzić do zerwania zaręczyn i zdobycia Granta dla siebie. Z kolei Grantowi ani to w głowie, on pragnie tylko jakoś uzyskać dotację dla muzeum. Hepburn, aby osiągnąć swój cel jest zmuszona wymyślać coraz to inne fortele, by jak najdłużej utrzymać przy sobie naszego bohatera. On wplątany w jej „zasadzkę” musi w pewnym momencie udawać kogoś innego (to również motyw często przewijający się w screwballach), co zmusza go do współpracy z Hepburn. Potem oczywiście wszystko wychodzi na jaw, powodując nieliche kłopoty, ale i doprowadzając całość do szczęśliwego końca.

Po trzecie – to co charakterystyczne dla screwball comedy, czyli „zderzenie klasowe”. W tych komediach występuje bardzo często – mocno uwypuklony w filmach Capry – motyw społeczny. Hepburn jest kimś w rodzaju rozpieszczonej arystokratki, oczywiście nie w sensie dosłownym, ale jest to niewątpliwe arystokracja pieniądza. Z kolei Grant, choć nie biedak, to jednak skromny naukowiec, zapewne mieszczący się gdzieś w ówczesnej klasie średniej. U Hawksa nie kładzie się na to jakiegoś większego nacisku. Konflikt nie przebiega między bohaterami na linii „ekonomicznej”, ale warto jednak zwrócić na to uwagę, gdyż taki właśnie a nie inny dobór pozycji społecznej bohaterów świadczy o użyciu już istniejącej pewnej konwencji obowiązującej w screwballach.

Wiele filmów zawdzięcza wysoką ocenę krytyki i pochwały widzów dzięki rozmachowi, epickości fabuły, pogłębionej psychologii oraz rozbudowanej dramaturgii – i całkiem słusznie. Drapieżne maleństwo to jednak przykład odwrotny. To film, gdzie właśnie zmniejszenie skali, zawężenie perspektywy, z jednoczesnym nagromadzeniem zdarzeń, którymi można by obdzielić kilka różnych filmów, stanowi o sile obrazu – i tu pochwały należą się też całkiem słusznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz