![]() |
| Kadr z filmu |
Jak wiadomo Hitchcock miał dwie największe obawy: to, że zostanie omyłkowo posądzony o jakąś zbrodnię oraz jajka. O jajkach żadnego filmu nie zrobił – pewnie za bardzo się bał – ale o ludziach wplątanych w jakąś „grubszą” aferę, to i owszem, parę filmów powstało. Niewłaściwy człowiek, jego najpoważniejszy film, w niemal dokumentalny sposób przedstawiał losy mężczyzny niesłusznie posądzonego: świat wkoło się wali, żona wędruje do sanatorium dla nerwowo chorych (jak to się kiedyś ładnie mówiło), świadkowie wskazują na niego jako sprawcę, znikąd pomocy, krótko mówiąc Kafka.
Wyobraźmy sobie jednak, że ktoś nie przypadkowo, ale z pełną premedytacją postanawia rzucić na siebie cień podejrzenia – tak by policja i wszyscy wkoło myśleli, że popełnił zbrodnię, której nie popełnił. Podkłada dowody siebie obciążające, ubiera się jak morderca, w sądzie kłamie, ale tak nieudolnie (również celowo) by prokurator z łatwością przejrzał jego oszustwa. Pewnie stoi za tym jakiś ukryty plan? Ano, stoi. Dać się skazać jako niewinny człowiek na karę śmierci, a potem w ostatniej chwili pokazać anty-dowody, czyli zdjęcia ujawniające, że to była jedna, wielka mistyfikacja („Patrzcie, tu na zdjęciu to ja kładę zapalniczkę, o, a tu to ja czyszczę z odcisków swój samochód, a tu to ja podkładam pończoszkę”). W ten oto sprytny sposób miało zostać obnażone zło kary śmieci, jako kary nieodwracalnej a zasądzanej omylnie.
Tak to sobie wszystko wymyślił Fritz Lang, mistrz ekspresjonizmu, twórca słynnego Metropolis, który salwując się ucieczką z Niemiec w 1934 roku najpierw trafił do Paryża, a wkrótce potem na długie lata do Hollywoodu, gdzie opanował do perfekcji, a w zasadzie stał się jednym z twórców „czarnego kryminału”. Więc jeżeli żegnać się z Ameryką – Ponad wszelką wątpliwość to ostatni film Langa w Stanach – to przecież tylko noirem.
Pożegnanie to dalekie niestety od doskonałości. Wyjściowy pomysł wydaje się nazbyt wydumany – to dla filmu noir charakterystyczna, nieprawdopodobna i zagmatwana historia – ale, może tylko trochę zaciskając szczęki, jesteśmy w stanie go przyjąć (no, cóż taka to konwencja). Przeszkadzają za to liczne detale i nieścisłości, które w filmie kryminalnym nie powinny się pojawiać: np. bohater czyści samochód z odcisków by chwilę potem swobodnie położyć rękę na kierownicy czy otwierać schowek (wszystko to w jednej scenie, stąd tak bardzo razi). Takie momenty pojawiają się częściej burząc wiarygodność historii, której istota tkwi właśnie w metodyczności i dokładnym planowaniu przez bohaterów kolejnych ruchów.
Lang (zapewne z powodów finansowych) kręci niemal wszystko we wnętrzach (zaledwie dwie sceny dzieją się w plenerze), które również są dość surowe. Widzimy, że wszystko znajduje się tu pod kontrolą reżysera: ujęcia są dokładnie zaplanowane, od czasu do czasu, statyczność przełamywana jest dynamicznym najazdem lub panoramą. Historia również opowiadana jest w klarowny sposób bez żadnych retrospekcji (tak chętnie stosowanych w noir) czy prowadzenia równolegle kilku wątków. Działa to wszystko na niekorzyść, bo uwypukla te scenariuszowe pomyłki – zamiast specyficznym, onirycznym nastrojem próbować widza przekonać do siebie (wtedy moglibyśmy wybaczyć potknięcia, tłumacząc je logiką snu, nierzeczywistą atmosferą) Lang postanowił zbudować rodzaj matematycznej układanki, która jednak się ułożyć się nie daje, także w końcu nawet nie wiemy czy dobra ta kara śmierci jest czy zła?


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz