![]() |
| Kadr z filmu |
Film Pontecorvo dość wiernie, choć wyraźnie opowiadając się po stronie FLN,
przedstawia wydarzenia tamtego okresu. Całość utrzymana jest w stylistyce filmu
dokumentalnego. Czarno-białe, surowe zdjęcia, kamera ruchliwa zagląda w twarze
bohaterów, krąży wśród tłumu, podgląda postaci. Oczywiście nie jest to szalona
kamera współczesnego operatora: roztrzęsiona i rozdygotana, nie mogąca złapać
żadnego stałego punktu zaczepienia, ciągle gdzieś uciekająca. Ale nie ma tu
żadnych długich jazd czy bardziej skomplikowanych manewrów. Stajemy się,
za sprawą kamerzysty, niewidzialnym świadkiem wszystkich zdarzeń, z poziomu
ulicy i miejskich zaułków spokojnie obserwującym brutalną wojnę miejską miedzy
siłami FLN i wojskami francuskimi. Włoski reżyser konsekwentnie,
by zachować ów realistyczny styl filmu, dobrał aktorów spośród zwykłych
Algierczyków – jedynym profesjonalistą w gronie jest Jean Martin odgrywający
rolę pułkownika francuskiej armii, tłumiącego rebelię. Dokumentalna surowość narracji podkreślona została bardzo oszczędnym
użyciem muzyki (kompozytor to sam Ennio Morricone!).
W tej całości są
delikatne wyrwy – ale całkiem świadomie i precyzyjnie poczynione. Oto ta
quasi-obiektywnie prowadzona opowieść, niby zupełnie nie angażująca widza, a
wyłącznie – niczym kronika filmowa – zdająca relację z kolejnych wydarzeń,
przerywana jest od czasu do czasu momentami wypełnionymi silnymi emocjami: z ruin
kamienicy zmiecionej wybuchem bomby, wydobywane są kolejne ciała, wszystko
zostaje wyciszone i słyszymy tylko przejmującą muzykę Morricone. Ten motyw
muzyczny i podobne sceny jeszcze się będą powtarzać kilka razy. Właśnie w tych
scenach przede wszystkim ujawnia się sympatia reżysera: widzimy pomordowane
małe dzieci algierskie i płaczące kobiety, ale nie widzimy takich samych scen po
drugiej stronie konfliktu. Francuskie dzieci nie miały matek? Algierczycy
walczą o wyzwolenie (co już samo w sobie ma czynić ich walkę szlachetniejszą),
a Francuzi to okupanci i kolonizatorzy (co z kolei nie jest prawdą, bo Algieria
była częścią Francji a nie jej kolonią). Pontecorvo w
duchu marksistowskim (ściślej: marksistowsko-leninowskim) zdaje się sugerować, że Algierczycy tworzą swe państwo dzięki
przemocy niewielkiej grupy terrorystów – terroryzm nie jest jednak metodą walki
jako takiej, a sposobem na skupienie światowej opinii na Algierii oraz środkiem na spolaryzowanie ludności zamieszkującej Algier,
i ostatecznie metodą na rozbudzenie świadomości narodowej w całym
społeczeństwie, które zrodzi się na nowo, formując własne państwo w opozycji do państwa francuskiego.
Reżyser nie jest
jednak propagandzistą i nie próbuje tak po prostu przekonać widza do swojej
racji politycznej – a przynajmniej nie to jest jego nadrzędnym celem. Pokazuje on, że
metody stosowane przez różne strony konfliktu, w swoim okrucieństwie,
zbliżają przeciwników do siebie. Narastająca przemoc, coraz liczniejsze zamachy
bombowe, prowadzą ostatecznie do sformułowania nowej taktyki francuskich władz.
Do Algieru przybywa, więc pułkownik Mathieu, który stosując okrutne tortury
podczas przesłuchań (skojarzenia ze współczesną amerykańską „wzmocnioną techniką
przesłuchań” jak najbardziej na miejscu) doprowadza do zwycięstwa (jak się okaże tylko pozornego). Co jednak ważniejsze to to, że Mathieu jest pokazany niewątpliwie z szacunkiem i ze sporą dozą zrozumienia
dla jego postawy – zawodowego żołnierza, który przybył z rozkazem do wykonania
i jest gotów zastosować każdy środek by sprostać zadaniu. I w tym nie
różni się niczym od swego wroga.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz