![]() |
| Kadr z filmu |
Cóż wywołało takie kontrowersje, w tym jak się zdaje dość – patrząc z dzisiejszej perspektywy – poczciwym filmie, opowiadającym historię szeryfa, który samotnie stawia czoło bandzie złoczyńców? Najpierw mała dygresja. W 1939 roku premierę miał słynny Dyliżans. To było szczytowe osiągnięcie tradycyjnego westernu. Ford znalazł formę doskonałą, tj. taką która w pełny sposób i reżysersko bez zarzutu realizowała klasyczne motywy westernu: walka z Indianami, pojedynek rewolwerowców, odsiecz kawalerii, typowi bohaterowie gatunku, zderzenie wielkiej przestrzeni z jednoczesną niemożliwością ucieczki, itd. Od tego czasu rozpoczyna się powolna i, oczywiście, początkowo bardzo nieznaczna, ale nieustanna i dość zasadnicza zmiana w obrębie wypracowanej formuły. Reżyserzy szukają sposobu na uatrakcyjnianie filmu: „To już było, no, to też było, no i to, hmm… co by tu jeszcze nakręcić? ” Stąd pojawiają się nowe tematy, postacie nabierają psychologicznej głębi, „akcja” schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca dramatowi (Zdarzenie w Ox-Bow, Miasto bezprawia, „trylogia kawaleryjska” Forda, Rzeka Czerwona).
Wszystkie te zmiany były jednak dość subtelne i raczej polegały na przesunięciu pewnych akcentów. Ale oto w 1952 do kin wchodzi W samo południe – film skupiający w sobie zmiany poprzedniej dekady i w sposób zdecydowany zaznaczający swoją odrębność. Czas nieco załagodził ostrość wymowy dzieła Zinnemanna, co sprawia że dopiero pewna znajomość kontekstu i konwencji pozwala na pełne docenienie znaczenia obrazu.
Głównym bohaterem jest szeryf Will Kane. Ostatni dzień pracy na stanowisku; potem spokojne życie drobnego sklepikarza z piękną żoną (Grace Kelly). Do miasta ma jednak przybyć przestępca, kiedyś złapany przez Kane’a. Teraz powraca on z zamiarem oczywistej zemsty. Szeryf z początku decyduje się na wyjazd, w końcu wraca by stawić czoła złu. Już to zarysowanie punktu wyjścia wskazuje na pewne novum dla westernu. W roli głównej Gary Cooper – aktor niesłusznie utożsamiany z symbolem bezkompromisowej postawy i odwagi (np. plakat Solidarności). Wcześniej grał oczywiście w westernach (kto w nich nie grał!), ale znany też z komedii i ról dramatycznych (Oscar za Sierżanta Yorka). Tu wciela się w postać niepewną swego, z wątpliwościami, szukającą pomocy wśród mieszkańców miasteczka – zostaje ostatecznie raczej z poczucia obowiązku, jaki narzuca na niego rola szeryfa, niż z przekonania o swojej sile i odwadze. Udramatyzowanie postaci zostało podkreślone strojem zdominowanym przez czerń, co ponoć wywołało niemały zamęt wśród amerykańskiej publiczności, która nie wiedziała, kto jest pozytywnym bohaterem filmu.
Majstersztykiem było zbudowanie napięcia w dość prosty, ale bardzo sprawny sposób. Akcja filmu rozgrywa się w czasie rzeczywistym (minuta filmu odpowiada minucie czasu rzeczywistego), a kolejne minuty do przyjazdu pociągu z bandytą są odmierzane zegarkami i zegarami ściennymi, na które Kane z obawą spogląda. Widz wie tyle co Kane, jest z nim cały czas, przeżywając ten sam niepokój (a może pociąg się spóźni, a może nie przyjedzie?) i razem z nim tracąc złudzenia dotyczące mieszkańców.
W samo południe nie jest jeszcze antywesternem, miano westernu rewizjonistycznego lepiej tu pasuje. Gdybyśmy bowiem popatrzyli na wszystko nieco z zewnątrz, z dystansu; szeryf jest dobry? Jest. Przestępcy są źli? Są. Szeryf walczy z łotrami? Walczy. Wygrywa? Wygrywa. Oczywiście jest ten końcowy, pesymistyczny akcent – gwiazda szeryfa rzucona w kurz drogi, pod stopy ludzi – ale rzecz ważniejsza kryje się gdzie indziej. Zinnemann, być może jako pierwszy, odsłania mechanizm konwencji westernu, starając się jednocześnie w sposób realistyczny ująć rzeczywistość Pogranicza. Mit chciałby inaczej: prawdziwy kowboj nie zastanawia się nad sobą, ani nad swoimi motywami, nie szuka pomocy innych i przede wszystkim: nie szuka argumentów do walki ze złem. Moralny obowiązek, każący mu – na przekór swobodzie wielkich przestrzeni amerykańskiej prerii – zostać na miejscu, jest tak głęboko wpojony, że stanowi cechę charakteru, wykluczającą jakąkolwiek inną możliwość.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz