![]() |
| Kadr z filmu |
Nie jest to co prawda pierwszy film o wielkim potworze, ani nawet pierwszy traktujący o „potwornym” zagrożeniu atomowym. Pomijając okres przedwojenny (oczywiście słynny King Kong, ale w latach 30-tych, także w Japonii pojawiły się krótkie filmy o wielkich potworach), bezpośrednią inspiracją była mająca premierę w 1953 roku Bestia z głębokości 20000 sążni. W roku ukazania się Godzilli, ale kilka miesięcy wcześniej na ekrany amerykańskich wszedł z kolei film pt. One! opowiadający o zmutowanych pod wpływem radioaktywności wielkich i groźnych mrówkach – zatem i w straszeniu zmutowanymi radioaktywnością stworami Amerykanie wyprzedzili Japonię.
Nie bez kozery to jednak Godzilla może uchodzić za film definiujący gatunek. Opowiada o wielkim dinozauro-podobnym potworze, który wynurza się z odmętów morskich i w kolejnych, jak się wydaje niczym nie sprowokowanych atakach, rujnuje Tokio. Kilku głównych bohaterów, znajdujących się w centrum wydarzeń, próbuje przetrwać zagładę miasta. Najciekawszy wątek dotyczy młodego naukowca, który opracował wynalazek, dzięki któremu uda się ostatecznie pokonać wielkiego potwora. Mimo skuteczności odkrycia postanawia on jednak zniszczyć swoje urządzenie i wszystko z nim związane, by broń owa nie mogła być nigdy później użyta w złej sprawie.
Na akcję filmu składa się kilka sekwencji – ataki Godzilli, ułożone są zgodnie ze schematem rosnącego napięcia. Potwór pojawia się gdzieś na obrzeżach, małych wysepkach, początkowo sygnalizowany jedynie śladami, jakie po sobie zostawia. W kolejnych odsłonach potwór zbliża się do miasta, odkrywając swoje oblicze w całości oraz pokazując swoją dominację i potęgę. Oglądamy przez dużą część filmu pokaz jego niszczycielskiej siły, oczywiście w ramach efektów specjalnych, które niestety próby czasu nie zniosły zbyt dobrze. Pamiętajmy jednak, że cała seria filmów o Godzilli – także tych całkiem współczesnych – zawsze charakteryzowała się pewną umownością w traktowaniu efektów specjalnych, dodając filmom pewien urok amatorskiej produkcji tworzonej raczej przez fascynatów i miłośników, niż profesjonalnych filmowców.
Trudno powiedzieć na ile paradoksalność scenariusza została zamierzona – film zdaje się być ostrzeżeniem przed zagrożeniem atomowym i w ogóle wiarą, że nauka jest w stanie ludzkość zbawić, ale z drugiej strony to właśnie wynalazek naukowy ratuje ludzi przed zagładą. Ostatecznie obraz zostaje zakończony pesymistycznym akcentem, zakładającym możliwy powrót bestii. O dziwo jednak, potwór wracając przez następne pięćdziesiąt lat w kolejnych odcinkach serii, choć zawsze pozostając zagrożeniem, stał się dla ludzkości także ratunkiem przed jeszcze większymi niebezpieczeństwami – Japonia i świat oswajał się z myślą, że rozszczepienie atomu, choć niesie zagrożenie, może mieć i pozytywne skutki (względny pokój okresu „zimnej wojny”, elektrownie). Z czasem również ta wyraźna alegoria zagrożenia atomowego w kolejnych odsłonach serii osłabła; potwór symbolizować mógł każde dowolne niebezpieczeństwo. Filmy straciły przy tym swój silny moralny przekaz, stając się rozrywkową serią, lubującą się w przedstawianiu coraz to bardziej wymyślnych oponentów dla Godzilli. Sama postać jednak weszła do kanonu popkultury, obok potwora Frankensteina, stanowiąc klasyczne dla science-fiction i zawsze aktualne dla ludzkości ostrzeżenie przed prometejską pokusą przekształcania świata z pogardą dla jego praw.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz