![]() |
| Kadr z filmu |
Kacza zupa, film z 1933 roku, uchodzący
za ich najdoskonalsze dzieło – a przynajmniej za kwintesencje ich twórczości –
początkowo przyjęty był raczej chłodno, choć porażki finansowej uniknął. W
pewnym sensie to dość poważny film, bo będący satyrą polityczną. I to satyrą oryginalną, gdyż nie skierowaną przeciw jakiemuś konkretnemu nurtowi politycznemu, ale wymierzoną
w państwo i politykę w ogóle. To historia dwóch fikcyjnych państewek, które w
wyniku intrygi ambasadora jednego z nich wypowiadają sobie wojnę. Istota żartu polega na tym, iż
tylko jedno z tych państw jest rządzone przez zupełnie nieodpowiedzialnego człowieka
(w roli prezydenta występuje Groucho), a mimo to nie ma wielkiej różnicy między tymi
krajami – oba wplątują się w idiotyczną wojnę.
Pomysłem
zasadniczym na uniwersalność satyry było pomieszanie czasów i epok: akcja
dzieje się w takich niby-księstewkach, choć rządzi tam prezydent, cała technologia jest
współczesna, a służba pałacowa w strojach z XVIII
wieku gra na trąbach; „cywile” z kolei są poubierani współcześnie, zaś w końcowej
scenie batalistycznej Groucho prawie co chwila zmienia strój: raz jest
żołnierzem epoki wojny secesyjnej, innym razem angielskim gwardzistą z tą
wielką futrzaną czapą itd.
Film obfituje w
liczne gagi, łącząc humor slapstickowy, fizyczny z żartem językowym, a nawet
odrobiną musicalu. W uporządkowany „krajobraz” bracia Marx wprowadzają chaos i anarchię,
niczym gromada niesfornych dzieci, ale jedynie z rzadka wznosząc się na poziom
absurdu znany z Monty Pythona, zatrzymując się niestety częściej na poziomie zwykłej klaunady. Najbardziej pomysłowy moment: Groucho wzywa pomocy i wtedy pojawiają się wmontowane fragmenty z filmów dokumentalnych – maratończycy
tłumnie biegną, pływacy wskakują do wody, słonie pędzą przez dżunglę etc. To dowcip z zupełnie innego poziomu niż pozostałe, nie będący po prostu przeniesionym na ekran teatralno-cyrkowym „numerem”, ale wykorzystujący film jako taki do uzyskania efektu komicznego.
I oczywiście jest też chyba najsłynniejsza scena: dwaj bohaterowie przebrani za taką samą postać stoją naprzeciwko siebie, „małpując” swoje ruchy niczym w lustrzanym odbiciu. Gag ów wymyślony został przez Chaplina (a może pojawił się wcześniej, ale wersji filmowej to właśnie Chaplin pokazał go pierwszy raz w filmie pt. Charlie kierownikiem działu), a później był powtarzany niezliczoną ilość razy (np. w bajkach serii Zwariowane melodie).
I oczywiście jest też chyba najsłynniejsza scena: dwaj bohaterowie przebrani za taką samą postać stoją naprzeciwko siebie, „małpując” swoje ruchy niczym w lustrzanym odbiciu. Gag ów wymyślony został przez Chaplina (a może pojawił się wcześniej, ale wersji filmowej to właśnie Chaplin pokazał go pierwszy raz w filmie pt. Charlie kierownikiem działu), a później był powtarzany niezliczoną ilość razy (np. w bajkach serii Zwariowane melodie).
No, ale to w
zasadzie tyle… Brakuje tu głębi i liryzmu Chaplina czy pomysłowości i kaskaderskich popisów Bustera Keatona. Większość to dowcipy rodem z Flipa
i Flapa, co nie jest ciężką przewiną, ale od filmu uznawanego za jedną
najważniejszych komedii, jakie kiedykolwiek stworzono, chciałoby się czegoś
więcej – no chyba, że sposobem Slavoja Žižka, odczytamy film w perspektywie psychoanalitycznej; to rzeczywiście wydaje się być dowcipem lepszym niż sam film. Jak to pięknie ujął Groucho: „Panowie,
on mówi jak idiota, wygląda jak idiota, ale niech to was nie zmyli. Naprawdę
jest idiotą.”


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz