sobota, 9 marca 2013

Hobbit: Niezwykła podróż, reż. Peter Jackson (The Hobbit: An Unexpected Journey, 2012)

Kadr z filmu
Po kłopotach z przedłużającą się datą rozpoczęcia produkcji i związanym z tym odejściem Guillermo del Toro, w końcu to Peter Jackson (od początku zaangażowany jako producent) musiał zasiąść na krześle reżysera. To oznaczało, że powrót do świata Śródziemia, nie będzie z pewnością bajką przefiltrowaną przez horrorowo-surrealistyczną wyobraźnię Meksykanina, ale raczej po prostu epicką opowieścią wskrzeszającą ducha Kina Nowej Przygody w scenografii fantasy.

Hobbit, czyli tam i z powrotem to baśń napisana przez J. R. R. Tolkiena jeszcze przed Władcą Pierścieni i nie planowana, jako wstęp do "trylogii" (jak zwykło się błędnie określać tę kilkuczęściową powieść). Później, po sukcesie, Tolkien świadom jednolitości obu książkowych światów, chciał nawet w dalszych wydaniach dokonać zmian, czyniących z Hobbita rzecz poważniejszą i bardziej spójną ze Władcą. Jednak ta bajkowa, „dziecięca” natura Hobbita nie uległa zmianie. Dlatego też, jak się wydaje, i Jackson powinien był nieco powściągnąć swój rozbuchany styl i dostosować się do tego odmiennego od Władcy charakteru. Nowozelandczyk poszedł w inną stronę. Zamierzył on możliwie dalekie uspójnienie Hobbita ze swoim Władcą Pierścieni.

Film z planowanych dwóch części, rozrósł się do trylogii, wykorzystując materiał z tzw. dodatków, w których Tolkien tłumaczył pewne aspekty świata i niejasności fabularne. Niemniej Jackson, pozostaje wierny oryginalnej fabule, zmieniając jedynie nieco osobowość postaci (np. Thorina Dębowej Tarczy) czy wzbogacając akcję dodatkowymi wątkami (w Hobbicie książkowym tylko wzmiankowany Azog, tu staje się głównym przeciwnikiem). Niezwykła podróż opowiada o wizycie grupy krasnoludów – planujących odzyskanie swojej zagrabionej przez smoka siedziby – w spokojnej norze Bilbo Bagginsa i wynikłej z tego niespodziewanej dla hobbita podróży pełnej przygód i niebezpieczeństw. Dowiadujemy się, w jaki sposób Bilbo wszedł w posiadanie Pierścienia, spotykamy raz jeszcze już znanych nam Gandalfa, Sarumana czy Elronda, i widzimy jak powoli rodzi się zło, które dopiero we Władcy objawi całą swą moc.

Jackson postanowił nakręcić Hobbita w kilku wersjach – mamy do wyboru nie tylko 3D i zwykłe 2D, ale też nowatorskie 48 kl./s, czyli wyświetlanie obrazu z częstotliwością dwukrotnie większą niż normalnie, co w efekcie powinno przynieść efekt niezwykłej płynności i realizmu. Opinie recenzentów jednak były raczej krytyczne i wskazywały, że wrażenie było raczej odwrotne od zamierzonego. Trudno powiedzieć czy sztuczność (stroje bohaterów wyglądają jak kostiumy, a nie jak naturalny ubiór postaci, sylwetki wyraźnie odcinają się od komputerowo generowanego tła, momentami za szybki ruch) wywołana została tą nową techniką – Hobbit oglądany w zwykłym 2D, także nie jest pozbawiony tych wad; to może wynikać po prostu z nieumiejętnego zastosowania CGI.

Zostawmy jednak technikalia na boku. Jackson popełnił większy błąd, starając się za wszelką cenę zrobić coś na kształt prequelu do Władcy Pierścieni. Niewątpliwie udało mu się odtworzyć świat Śródziemia, taki jak go pamiętamy z Władcy, pełen szczegółów, pięknych krajobrazów, z widoczną fascynacją dziełem Tolkiena, i do którego chętnie powrócimy w przyszłości. Świetnie dobrany Martin Freeman w roli Bilbo stworzył znakomitą postać – i tak jak już nie wyobrażamy sobie inaczej Gandalfa, jak właśnie skrytego za siwą brodą Iana McKellena, tak od teraz Bilbo zawsze będzie miał twarz Freemana.

Powstał jednak obraz stworzony z wielkim rozmachem, którego sama fabuła nie jest w stanie udźwignąć. Jackson w związku z tym musiał podbudowywać emocje, doprowadzając dowolną niebezpieczną sytuację na skraj – i to także całkiem dosłownie. Brak tu stopniowania: każde zagrożenie dla bohaterów jest zagrożeniem ostatecznym, a prawie każda kulminacja polega na zawiśnięciu bohatera nad przepaścią i ratunkiem w ostatniej chwili. Efekciarskie starcia (fruwające odcinane głowy) z hordami orków zostają ponad potrzebę przedłużone, co w zderzeniu z próbą udramatyzowania – wyrastającego w tym filmie na głównego bohatera – postaci Thorina (dowódca krasnoludów) powoduje, że Hobbit traci swój, znany z książki, lekki i baśniowy nastrój (choć nie pozbawiony przecież moralnego wydźwięku) i jawi się jako nieco przyciężkawa opowieść o utraconej ojczyźnie i próbie jej odzyskania – a wszystko to utrzymane w konwencji sesji RPG czy raczej jej komputerowego odpowiednika.

W ostatniej scenie filmu Bilbo wpatrzony w odległą Samotną Górę – cel wędrówki i utracony dom krasnoludów – mówi: „Naprawdę wierzę, że najgorsze jest już za nami”. I my też szczerze podzielamy tę wiarę.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz