![]() |
| Kadr z filmu |
Między jedną komedią a drugą, Capra postanowił podrzucić swoim widzom coś trochę poważniejszego. Zaginiony horyzont to film przygodowy, nie pozbawiony lżejszych momentów, ale w zasadzie skupiający się na ważkich sprawach filozoficznych, choć oczywiście ujętych w uproszczonej wersji hollywoodzkiej.
Hugh Conway (Ronald Colman) wytrawny dyplomata, żołnierz, bohater i erudyta, tuż przed nominacją na ministra spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa, udaje się na ostatnią misję – uratowanie kilkudziesięciu Europejczyków i wydostanie ich z opanowanych rewolucją Chin. Odlatuje ostatnim samolotem wraz z kilkoma innymi podróżnymi ewakuowanymi na pokład. Maszyna jednak została porwana. Muszą awaryjnie lądować, gdzieś wysoko w Himalajach; tam spotyka ich tajemnicza grupa mnichów, która zabiera ich do skrytej doliny Shangri-La. To kraina, gdzie czas płynie wolniej, zawsze jest piękne lato, nie ma przemocy i wszyscy żyją w harmonii i zgodzie, słowem – utopia.
To wstęp do filmu, ale w zasadzie wszystko co najciekawsze odbywa się właśnie w tych pierwszych minutach. Początek bowiem daje nadzieje na film przygodowy w pełnym tego słowa znaczeniu – grupa nieznających się ludzi uwięziona w wysokich górach przez być może złowrogą sektę, kryjącą prawdę za pozorami rajskiej krainy (krwawe ofiary z ludzi w rytmie trybalistycznej muzyki albo coś w tym duchu). Będzie dramat, będzie akcja, będą piękne krajobrazy sobie myślimy. Niestety to płonne nadzieje – to nie drugie Kopalnie króla Salomona (które zresztą miały premierę w tym samym roku), to nie Indiana Jones lat trzydziestych.
Względnie szybko okazuje się, że utopia jest tym czym jest, czyli rzeczywiście cudowną krainą pozbawioną wszelkich trosk. Jej celem jest przechowywanie i ochrona ludzkiej mądrości oraz wiedzy. Conway’a nie uprowadzono przypadkiem – został on wybrany na nowego przywódcę krainy, jako głęboki humanista, wybitny mąż stanu, dalekowzroczny polityk, dążący zawsze do pokoju i uśmierzenia konfliktów, i w ogóle – geniusz. Tak więc Capra przez blisko półtorej godziny, niemal do samego końca, przedstawia nam rozterki głównego bohatera postawionego przed pokusą życia w wymarzonej krainie pokoju i wiecznej szczęśliwości: nie wie czy ma wierzyć w ogóle w cudowność Shangri-La, czy ma prawo pozostawić ludzkość samej sobie czy raczej powinien powrócić i jako minister spraw zagranicznych Anglii (wtedy przecież, co prawda już słabnącego, ale nadal wielkiego imperium) wpływać na losy świata.
Conway przechadza się po spokojnej dolinie, bawi się wesoło z dziećmi, jeździ konno, wkoło fruwają ptaki i pszczoły etc., a świat czeka na jego decyzję. No, w końcu się zawziął – wraca! Tu wreszcie film budzi się do życia – i widz razem z nim – nasz bohater ma pewne problemy z wydostaniem się z doliny, ponadto to przecież Himalaje, a więc śnieg, mróz, przepaście.
Zaginiony horyzont poniósł finansową porażkę, krytyka z kolei filmu broniła. Tym razem trzeba się zgodzić z głosem ludu. Trudnością nie jest oglądanie odrestaurowanej wersji, gdzie część zaginionego materiału została zastąpiona fotosami (ścieżka dźwiękowa zachowała się w całości) – to pokonujemy odrobiną wyobraźni. Zapewne zabrakło talentu aktorskiego na miarę Jamesa Stewarta, by uwiarygodnić postać Conway’a albo przynajmniej uczynić ją sympatyczniejszą. Jednak razi przede wszystkim naiwność, być może wtedy nie odczuwana tak mocno, ale współcześnie – nie do zniesienia. I w przeciwieństwie do innych filmów Capry, ów charakterystyczny dla niego humanizm, nie jest gdzieś w tle, ale stanowi tu główny motyw. Nie jest on ujęty w ramach nostalgiczno-baśniowej stylistyki, jak w Tym wspaniałym życiu (co tu wydawałoby się idealne, bo przecież Shangri-La to baśniowa dolina) i nie jest zrównoważony nawet odrobiną autoironii.
Film trwa ponad dwie godziny. Zmuszeni jesteśmy oglądać przez trzy czwarte filmu, jak bohater snuje się z kąta w kąt. Gdy w końcu Conway powraca do cywilizacji, orientuje się nagle, że popełnił błąd i chce wrócić do Shangri-La, no więc wraca – i na tym kończy się film. Widz stoi przed łatwiejszą decyzją i po oglądnięciu tego filmu będzie wiedział na pewno, że nie ma sensu do niego wracać.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz