![]() |
| Kadr z filmu |
Henry Koster, mimo bogatej filmografii – choć nie ma co ukrywać, że dzieł wybitnych w niej ze świecą szukać – jest raczej reżyserem szerzej nie znanym. Harvey z 1950, jego najlepszy film, mimo licznych głosów pochwalnych, grającej w nim gwiazdy (James Stewart) i dość oryginalnej fabuły, również nie jest z pewnością filmem, który przychodzi pierwszy do głowy, gdy pomyślimy o klasycznej amerykańskiej komedii.
Harvey, oparty na Pulitzerowym dramacie Mary Chase, opowiada niezwykłą historię Elwooda P. Dowda, wdowca w średnim wieku, który zaprzyjaźnia się z dużym niewidzialnym królikiem – to puk, istota z mitologii celtyckiej, chochlik i psotnik, często przyjmujący postać jakiegoś zwierzęcia. Grany przez Stewarta Dowd, to oderwany od świata (na co może sobie na to pozwolić, dzięki niezależności finansowej) chodzący od baru do baru, mówiący do siebie – jak przynajmniej może się to wydawać patrzącym z zewnątrz – i zapraszający do domu obcych ludzi dziwny osobnik. Jego siostra ma już tego zachowania dość – w końcu taki pomyleniec, żyjący w świecie własnej imaginacji, psuje reputację i wizerunek dobrego domu, a co więcej uniemożliwia wydanie za mąż jej córki. W związku z tym postanawia go zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, co daje początek serii mniej lub bardziej niefortunnych zdarzeń typowych dla komedii pomyłek.
To także komedia fantastyczna, doprawiona nutą melancholii, która wykorzystuje motyw – w owym czasie chyba jeszcze nie tak mocno ograny – pary przyjaciół, o przeciwnych charakterach, którzy mimo już dojrzałego wieku, ciągle zachowują się jak dzieci, i za wszelką cenę usiłują przedłużyć swój okres młodzieńczy. To w gruncie rzeczy sprytny zabieg reżyserski, polegający na rozbiciu charakteru jednego bohatera na dwie postaci: na tego spokojniejszego oraz na tego „chuligana”, i ukazaniu w ten sposób sprzeczności, którą dojrzały człowiek powinien umieć przezwyciężyć, nie niszcząc jednocześnie w sobie tej „chuligańskiej” części osobowości. W filmie Kostera, to wyraźne jest tym bardziej, że przyjaciel Dowda pozostaje zawsze niewidzialny – nie widzimy go nawet z subiektywnej perspektywy głównego bohatera.
Jak zaznaczyliśmy wcześniej, to komedia f a n t a s t y c z n a, co w tym wypadku diametralnie zmienia wymowę filmu. Choć przez sporą część filmu jesteśmy zwodzeni i utrzymywani w niepewności, to puk okazuje się postacią jak najbardziej realną. Brakuje tu momentu przesilenia, w którym bohater zepsułby coś w życiu swoim czy innych już tak dokumentnie, że musiałby wziąć za to pełnię odpowiedzialności. Otóż Dowd nie dojrzewa i nie zmienia się. Pozostaje w przyjaźni z królikiem. Siostra akceptuje ostatecznie brata, jako niedojrzałego „trochę-wariata”, ale przecież dobrego człowieka. I choć nie jesteśmy pewni czy my też akceptujemy takie rozwiązanie, idące jakoś w poprzek intuicji oraz oczekiwaniom widza, to z pewnością należy uznać je za dość zaskakujące.
Utrzymanie do końca tego fantastycznego charakteru, pozwoliło ponadto na zastosowanie najciekawszego rozwiązania. Reżyser – czy raczej twórczyni scenariusza – wykpiwa próby prostego psychologizowania (utrata żony powodem ucieczki w świat fantazji) czy odczytywania filmu w ramach historii mężczyzny przechodzącego kryzys wieku średniego, i każe nam wierzyć w równoważne istnienie – do czego kino nadaje się jak żadna inna dziedzina sztuki – świata realnego i mitologicznego.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz